niedziela, 16 marca 2014

zapiski Bernadety- ciąg dalszy




13.03.2014 Przyjeżdżamy do Hue.

Nikt nie mógł przewidzieć tak niespodziewanego początku dnia. Mieliśmy być gotowi na 07.50 
bo autobus z Hoi An do Hue miał być o ósmej. Okazało się, że nasza gospodyni Ny miała na myśli 07.15 tylko tego dobrze wypowiedzieć nie umiała! Jak się nie pośpieszymy to stracimy bilety! Bilety jak bilety ale tak rano wstaliśmy! Szybko dopakować plecaki! Mamy wziąć na plecy te duże i z nimi na motory. O nie! Już oczami wyobraźni widzę jak na pierwszym lepszym zakręcie 20kilogramowy plecak mnie przeważa i lądujemy  na ulicy... bardzo ruchliwej o tej porze! Plecaki w końcu lądują na motorze gospodarza i nasza Ny, chuda jak niteczka, wisi za nimi i z tyłu je podtrzymuje! To co potem nastąpiło to szereg szybkich i gwałtownych zrywów i hamulców, przejeżdżania na czerwonym świetle i strachu w oczach. Nawet w pewnym momencie myślałam, że gonimy ten autobus! Trzymam się kurczowo swego kierowcy. Hamujemy w końcu przy jakiejś budzie za 5 ósma. Ny ledwo dojechała uwieszona do tych plecaków. Żegnamy się, a autobusu ani śladu i tak kwitniemy jeszcze 45 minut aż pojawia się on. Dużo się naczytałam o podróżowaniu na tzw. sleeping busach. Opowieści te brzmiały na tyle przerażająco, że zrezygnowaliśmy z pokonania takim autobusem najdłuższego odcinka trasy 
i kupiliśmy bilety na samolot, które tu mają dobre ceny. Myśleliśmy, że na tylko 4godzinnej trasie Hoi An-Hue będzie normalny autobus, a tu niespodzianka! Sleeping bus! Trzy rzędy czegoś na kształt rozkładanego siedzenia, niby do spania, na dwóch piętrach,długości gdzieś połowy mojego ciała, ja mam nogi pod czyjąś głową, ktoś ma pod moją. O,przepraszam- pod moją głową, a raczej przy niej jest kibel! Dodatkowo i ze szerokością tego siedzenia, nie jest dobrze. Warunkiem wpuszczenia 
´na pokład´ jest ściągnięcie butów i umieszczenie ich w woreczku! W końcu i moje spocone i właśnie co wyciągnięte z sandałów nogi lądują na siedzeniu,na którym przede mną były dziesiątki innych spoconych nóg... Dodatkowo ledwo na tym siedzeniu można się obrócić, a co dopiero spać. W końcu dojeżdżamy do Hue, a tu? Morze, nie, ocean motorów-wszędzie! Chodniki zastawione, ulicą ciągle jadą. I po co my przyjeżdżaliśmy do tego Hue?!

 
Sleeping bus. Fot. Bernadeta S.


14.03.2014 Na motorach po Hue.

Często tak jest, że pierwsze wrażenie, choć negatywne, następnego dnia gdy człowiek bardziej się zasymiluje z otoczeniem i zacznie je odkrywać ,zmienia się w pozytywne.Zdecydowanie mieliśmy dziś  piękny dzień.Zwiedzanie miasta i rejonów wokół na motorach to był strzał w 10.Nasi kierowcy Tan 
i Tun :)zabrali nas w najważniejsze miejscowe atrakcje.Zobaczyliśmy więc grobowce cesarzy,400letnią pagodę w stylu zupełnie nam do tej pory nieznanym.Ze wzgórza oglądaliśmy górzystą i zieloną panoramę okolicy z Perfumowaną Rzeką w roli głównej.Tak,to jej właściwa nazwa.Ponoć od maja na jej brzegach kwitnie mnóstwo kwiatów i drzew powodując,że rzeka pachnie:)Bardzo podobał mi się mały drewniany most w jednej z wiosek,ma ponad 400lat !
Mała rzeczka,wokół zielone pola ryżowe,pani w stożkowym kapeluszu i bawoły wodne.Sam mostek uroczy,szkoda że nas czas goni  żeby zdążyć zobaczyć słynną Cytadelę i Zakazane Miasto.Udaje nam się jeszcze zobaczyć świątynię Cao Dai.Coś o czym się dopiero dowiedzieliśmy czytając informacje 
o Wietnamie. W skrócie -czci się tam każdego :Jezusa,Mohameda,Buddę,Konfucjusza,nawet Joannę D´arc i Juliusza Cezara!
To bardzo młoda religia,ale ma już ponoć sporo wyznawców.Świątynia jest bardzo kolorowa,
z wizerunkami wszystkich wyżej wymienionych,ale nad wszystkim góruje OKO, które symbolizuje Boga.Na koniec dostajemy darmowe książeczki.W czasie jazdy wieje mocno i po raz pierwszy 
w Wietnamie odczuwam chłód.Zaczyna lekko mżyć.Ale i tak nam się udało,bo Hue słynie 
z deszczu.Cytadelę i Zakazane miasto zwiedzamy szybko,nie robi na nas wielkiego wrażenia,może dlatego że nie mamy już czasu tyle chodzić,a obszar jest ogromny,może dlatego,że siąpi deszcz,
a może,że po prostu za dużo zostało zniszczone w czasie wojny.Miałam poprosić ,Tana,żeby odwieźli nas do knajpki,o której czytałam,że ma dobre lokalne jedzenie.Nie musiałam!Zatrzymujemy się właśnie tam!Żegnamy się.Brzuszki zapychamy dobrym jedzonkiem.To był piękny dzień.Hue 
z perspektywy motoru wygląda o wiele lepiej i bezpieczniej niż z perspektywy zapchanego również motorami chodnika lub pobocza,kiedy niedowierzającymi oczami ogląda się to morze motorów.
 




15.03.2014 Piękna podróż pociągiem

Jedziemy z Hue do Danangu pociągiem,specjalnie.Mamy jechać jedną z najpiękniejszych tras kolejowych.No i jedziemy.Wietnamski pociąg,przedział tzw. miękkich siedzeń,o wiele lepszy od naszych przedziałów.Rzeczywiście po jakimś czasie wjeżdżamy w góry i jedziemy zatokami wzdłuż wybrzeża.Widzimy strome klify w dół,wzburzone fale a jednocześnie jedziemy zielonym,tropilakalnym lasem.Niestety wszystko co dobre ,szybko się kończy.Sam Da Nang wogóle nam nie przypadł do gustu.Co prawda nie widzieliśmy za wiele.Ale jak się szuka tyle czasu czegoś do jedzenia i nie znajduje knajpki bo wszedzie nie wiadomo czemu tylko kawiarnie to można mieć dość.Żeby w mieście nad morzem i rzeką nie było ryby!Do tego jacyś wredni ludzie.Na targu kosmiczne ceny,a wszyscy oferują takie same,bo pewnie są w zmowie.Na dodatek jedno babsko nawet nie pozwala zbliżyć mi się do straganu krzycząc ´no,no,no´.Na szczęście ,mnie uratowały kupione na targu ryżowe pierożki 
z dodatkami,na wynos.Szkoda tylko,że w hotelu wybuchła mi na ścianę mała torebka z płynem przyprawowym,który dają do dania:)Niestey Vietnam Airlines wysłały dziwne maile o tym,że nasz lot do Haiphongu zostaje zmieniony na Hanoi,a potem że jednak do Haiphongu ale o 15tej a nie 
o 07.50.Muszę tam dzwonić i wyjaśniać.Staje na tym,że jednak mamy lecieć rano do Haiphongu.
Mam jednak niejasne przeczucie.Przed nami krótka i niespokojna noc.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz