Kolejnym punktem do odhaczenia na naszej liście było Trollstigen-
- 11 serpentyn, które pną się na wysokość ponad 800 m.n.p.m.
Pamiętam bardzo dobrze, że kiedy pierwszy raz przyjechałam do Norwegii, mój przyszły mąż zabrał mnie w to miejsce.
Ogrom tych gór budził przerażenie, a nogi uginały się i drżały...
Jestem pełna podziwu dla mojej Mamy i kuzynek Joli i Mai,
które nie zważając na wysokość potrafiły w pełni cieszyć się widokami.
Pogratulować Tacie kondycji! my zdjęcia z Trollstigen mamy na ścianie:) Mąż był tam za kawalerskiego stanu jeszcze i jak zobaczyłam jego zdjęcia stamtąd to musiałam wywołać i oprawić:)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia ! zabrałaś Nas w niezwykłe miejsce :) ..i sportowiec naprawdę super -gratuluję Panu rowerzyście :)
OdpowiedzUsuńZdjęcie ze strzałką najlepsze! :D
OdpowiedzUsuńMarzy mi się to miejsce.Chociaż przyznam że lęk wysokości jakiś tam mam,ale co tam:)
OdpowiedzUsuńCo do taty to podziwiam:)
Pozdrawiam cała rodzinkę
cudne widoki :) a te serpentyny wygladaja bajecznie! fajna wyprawa.mam nadzieje,ze kiedys i ja tam sie pojawie :)
OdpowiedzUsuńgratulacje dla taty!:)
OdpowiedzUsuńja jakoś nie miałam dreszczyku wjeżdżając tam, ale przy wjeździe na Dalsnibbę już tak;)
widoki wspaniałe
i owce są:)
Niesamowite widoki!
OdpowiedzUsuńI brawa dla Taty! :)
Piękne góry, ale serpentyny podczas jazdy tez wywołują chyba dodatkowa porcje adrenaliny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Twój Tata jest moim bohaterem. Rozumiem, że widoki dodawały adrenaliny, no ale i tak chylę czoła. Serpentyny robią wrażenie, widoki też!
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńPiękny to kraj :)